Tokio, 4 maja 20:15
Przez cały następny miesiąc mój plan dnia wyglądał następująco: praca, szpital,
sen. No, może od czasu do czasu jakiś przystanek na kawę lub herbatę. Życie w
szybkim tempie było dla mnie nowym i fascynującym doświadczeniem. Ja, wiecznie
zorganizowana dziennikarka, stałam się przeciwieństwem samej siebie. Jednak nie
przeszkadzało mi to, zawsze jakaś odmiana.
Sasuke obejrzał już
większość bajek, które powinien znać. Oczywiście towarzyszyłam mu przy znacznej
części seansów, a przy niektórych ryczałam jak bóbr. No bo chyba nie da się nie
uronić łezki przy „Królu Lwie” albo „Wielkiej Szóstce”. Disney się spisał, nie
ma co!
Lekarz powiedział, że Uchiha będzie mógł niedługo wyjść ze szpitala . Niestety,
potrzebuje on ciągłej opieki, której Naruto z pewnością mu nie zapewni. W końcu
nasz prezesik jest zajęty służbowymi , a mój płatny urlop licho wzięło. Ale,
ale! Mam pomysł na rozwiązanie naszego problemu.
Aktualnie sączyłam kawę, ponieważ pielęgniarki wykonywały w sali swoją robotę. Napój
z automatu nie smakował najlepiej, ale grunt, że miał w sobie kofeinę.
Pielęgniarka poklepała mnie po ramieniu i z lekkim uśmiechem oznajmiła, że już
mogę wrócić do sali. Wstałam i wolnym krokiem udałam się w tamtym kierunku. Już
w progu powitał mnie banan na twarzy Sasuke. No tak, obiecałam kolejną bajkę.
Tym razem padło na „Jak wytresować smoka”.
Włożyłam płytę do szpitalnego odtwarzacza i wcisnęłam „play”. Przysunęłam do
łóżka taboret i na nim usiadłam. Spojrzałam na Sasuke, ledwo powstrzymałam się
od śmiechu.
Oczy Uchihy błyszczały niczym świeżo umyte okna, gdy zobaczył na ekranie
Szczerbatka. Wyglądał niemiłosiernie uroczo. Gdybym miała synka, chciałabym
żeby jego oczy świeciły jak te Sasuke w tym momencie. Mały Uchiha… Chwilowo
nieosiągalne.
Ciekawe, jak zareagowałby prawdziwy Sasuke na wieść o potomku. Ah, pewnie by
płakał…
Zaspana otworzyłam oczy i
pierwszym, co ujrzałam były czarne tęczówki patrzące na mnie z, tak rzadko
spotykanym, ciepłem. Zerknęłam na zegarek i z westchnieniem wbiłam twarz w
poduszkę.
- Spóźniam się – wymruczałam.
- Słucham? – Sasuke nachylił się nade mną.
- Spóźniam się – powtórzyłam głośniej. Uchiha spojrzał na mnie zszokowany.
Wyrósł mi róg?! Kontrolnie przejechałam dłonią po czole, ale nic tam nie
znalazłam. O co chodzi?
- Ty… jesteś w ciąży? – Nadzieja w jego głosie aż kłuła w serce. Ugh, no nie
gadajcie, że to była pierwsza myśl , jaka przyszła mu do głowy. To prawda, że
ostatnio troszkę przytyłam, ale bez przesady…
- Ja… Nie mówiłam o tym. Po prostu miałam dziś pomóc Ino w ogrodzie. – Uciekłam
wzrokiem w bok. Kurcze, głupio wyszło… Widziałam zawód w oczach leżącego obok
mnie mężczyzny.
- Ah, no spoko. – Otrzymałam promienny uśmiech. Poprawka; taki miał być,
ale coś nie stykło. Pewnie przez zbolałe spojrzenie… Poczułam się winna.
Przysunęłam się do Sasuke, objęłam go w pasie i schowałam głowę w zagłębienie
jego szyi.
- Przepraszam, nie powinnam była… - wyszeptałam.
- Daj spokój, tylko taki idiota jak ja mógłby tak pomyśleć. – Z każdym jego
słowem odczuwałam przyjemne wibracje.
- Taaa, idiota z ciebie. – Spróbowałam wszystko obrócić w żart. Jednak naszło
mnie jedno pytanie, które, niezadane, najprawdopodobniej przez długi czas nie
dawałoby mi spokoju. – Chciałbyś mieć dzieci? Ile?
- Um… Teraz Ci się zebrało na takie rozmowy? – Zawstydzony odwrócił wzrok. –
No, myślałem o dwójce. Chłopcu i dziewczynce. Dziewczynkę nazwiemy Sarada, a
chło…
- Sarada?! – warknęłam oburzona. – Nie będę nazywała dziecka na cześć warzywa!
Może nasz syn miałby na imię Tomato?! –Na czole z pewnością wyskoczyła mi
pulsująca żyłka.
- To w sumie niegłupi pomysł – zachwycił się Sasuke. Jednak cios w głowę
ostudził jego zapędy. – O ile się zgodzisz, oczywiście – dodał słodkim głosem.
- O tym będziemy dyskutować później. Na przykład po tym, jak się pobierzemy.
Nie zapominaj, że z punktu widzenia prawa, jesteśmy obcymi dla siebie osobami.
– Pokazałam mu język. Super Sakura, jesteś tak cholernie dojrzała, że heja!
- Wytrzymaj jeszcze pół roku, a porzucisz swoje nazwisko i zostaniesz uroczą
panią Uchiha – wyszeptał mi do ucha.
- Tak. A po ślubie zajdę w ciążę i urodzę ci dwójkę wspaniałych dzieci. –
Popatrzyłam na mężczyznę z miłością w oczach. Sasuke uśmiechnął się czule i
pocałował mnie w czoło. Rozpłynęłam się pod jego dotykiem.
- Z pewnością będą tak cudowne, jak ich matka – szepnął mi Uchihado ucha.
- Wiesz, że nie ważne, jakich pochlebstw użyjesz, nie nazwiemy dzieci Sarada i
Tomato? – Wyszczerzyłam się chytrze. Nie doceniłeś mnie, Sasek.
-Ha, nie zdajesz sobie sprawy, że klan Uchiha jest znany z daru przekonywania?
– wymruczał i nachylił się nade mną.
Jego twarz powoli zbliżała się do mojej, już czułam oddech mężczyzny na swojej
twarzy. Przymknęłam oczy i oczekiwałam na coś, porównywalnego do fajerwerków.
Aż dziw, że moje ciało znosiło tę eksplozję euforii, pożądania i miłości. Daję
głowę, iż nawet kalaruch zginąłby w tak potężnym wybuchu. Jednak, nic takiego
nie nastąpiło. Zdezorientowana uchyliłam powieki.
- To całujesz, czy nie? – Postanowiłam bawić się w bezpośredniość.
- A jak nazwiemy nasze dzieci? – Wtedy zrozumiałam na czym polegał fortel
czarnowłosego…
- Sasuke, frajerze!
Uśmiechnęłam się gorzko. Pamiętałam jego szkliste oczy , gdy myślał, że jestem
w ciąży... Chciałabym dać mu dzieci, rodzinę i dom, do którego zawsze mógłby
wrócić. Jednak, czy w tej chwili jest to możliwe?
Dość już, Sakura! Nawet jeśli teraz Sasuke ma amnezję, to na pewno
wkrótce sobie wszystko przypomni. Jak na razie, muszę go po prostu wspierać.
No, do boju!
Nagle poczułam ramiona oplatające moją szyję, a kątem oka dostrzegłam blond
czuprynę. Jednakże, było już za późno…
- Hejka Sakurcia! Siema Sasuke! - wrzasnął mi do ucha Naruto. Ugh… On ma w
sobie to coś, co wyzwala moje, głęboko skryte i solidnie zabarykadowane,
pokłady agresji. Kiedyś przestanę się powstrzymywać i po prostu ukręcę mu łeb.
No, a świat mi jeszcze za to podziękuje…
- Zabierz łapy – wysyczałam. Ha, posłuchał się. – Musimy pogadać, wiesz? –
Grobowy ton mojego głosu ostudził zapędy Uzumakiego. Zrobił wielkie oczy,
wyprostował się i przełknął głośno ślinę. Oh, doprawdy? Jestem aż taka
straszna? – Chodź bęcwale – rzekłam i pociągnęłam go za rękaw. Naruto zdążył
tylko rzucić przepraszający uśmiech Sasuke i podążył za mną. Poprowadziłam go
na najbliższe schody ewakuacyjne.
- Pojutrze zamierzają wypisać Sasuke ze szpitala – oznajmiłam.
- Serio? To świetnie! – rozentuzjazmował się Naruto. Przybrał tak zabawny wyraz
twarzy, że nie wytrzymałam i roześmiałam się w głos.
- Tak, tylko ktoś musi się nim zajmować dwadzieścia cztery na siedem –
sprostowałam po dłuższej chwili, jednocześnie ocierając kąciki oczu.
- Ojć, to ja odpadam.
- No i właśnie tutaj wkraczam ja – oznajmiłam z łobuzerskim uśmiechem,
jednocześnie wskazując na siebie. – Jutro będę chora – ogłosiłam dumna z
siebie. Jednak Uzumaki nie zrozumiał, idiota z niego. Chyba już nie pamiętał
szkolnych czasów, kiedy nie chciało się kisić na lekcjach. – Będę udawała
wyjątkowo paskudny przypadek grypy.
- Co ze zwolnieniem lekarskim? Przecież będziesz je musiała przynieść do pracy.
– Oh, serio Naruto? W przeciwieństwie do ciebie, gdy ja coś planuję, myślę o
wszystkim.
- Shizune, moja sąsiadka, wisi mi przysługę – pochwaliłam się. Tak po prawdzie,
to przegrała zakład o to, która wypije więcej i nadal będzie w stanie zrobić
jaskółkę, ale tego Uzumaki nie musiał wiedzieć. Pozostawię go w stanie błogiej
nieświadomości, tak będzie lepiej. Przecież jego kochana Sakurcia jest zupełnie
inna.
-Nadal mi się nie podoba ten pomysł… - Wybrał sobie moment na bycie cnotliwym.
Szkoda, że takie zagrywki mu nie przeszkadzały, gdy był w liceum. Idiota.
- Naruto, są rzeczy ważne i ważniejsze. Przedkładam zdrowie mojego narzeczonego
nad pracę. Tak wybrałam i nic ci do tego. Tyle w temacie – warknęłam. Traciłam
już cierpliwość do Uzumakiego. Przyjaźń przyjaźnią, doceniałam to, iż Naruto
się o mnie martwi, ale niech da mi podejmować własne decyzje. Nie był w końcu
moją matką… - W jakich godzinach pracujesz? – To pytanie po prostu musiało paść.
- O siódmej wychodzę, a wracam zwykle po dwudziestej drugiej.
- Hmm… Więc musiałabym wstawać o piątej, a wracałabym po dwudziestej trzeciej…
- myślałam na glos. – Miałbyś coś przeciwko, gdybym na ten czas zamieszkała z
wami? – Zrobiłam oczy szczeniaczka, w razie gdyby nie był zbyt chętny do
ugoszczenia mnie w swoim domu. Naruto zawsze miał słabość do słodyczy, o czym
świadczyła chociażby jego obecna dziewczyna – Hinata Hyuuga, lub, jak kto woli,
ucieleśnienie słowa „urocza”.
- Z wielką
przyjemnością. – Ukłonił się szarmancko. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem.
Debil z niego.
- Macie bajzel w
mieszkaniu, prawda? – Pewnie dlatego się zgodził. Jednak byłam już
przyzwyczajona; przy każdej wizycie u Sasuke sprzątałam, ponieważ nie mogłam
patrzeć na walające się wszędzie ubrania i śmieci. Pewnie dzięki mnie nie musieli
wydawać pieniędzy na gosposię. – Spoko, jutro tam zajrzę i ogarnę i tak muszę
coś jeszcze zrobić. – Otrzymałam podejrzliwe spojrzenie od Naruto, więc
zapragnęłam szybko zmienić temet. – No, wracajmy do sali.
Nie zwracając już
uwagi na Naruto pognałam do Sasuke. Czarnowłosy właśnie kończył bajkę.
Uśmiechnęłam się promiennie.
- Chcesz wyjść na
spacer? - Uchiha ochoczo pokiwał głową.
Szybko podeszłam do
niego i pomogłam mu wstać. Podałam mu ramię i razem ruszyliśmy do szpitalnego
ogrodu. Poprawka, były to dwie alejki na krzyż i trawa, a widoku dopełniały
trzy drzewa wiśni. No, ale to i tak był prawdziwy wyczyn; utrzymać tę
roślinność przy życiu, mimo zanieczyszczonego przez samochody powietrza. Po
przejściu połowy „ogrodu” usiedliśmy pod jednym z drzew.
- Co przynieść jutro?
„Pocahontas”, czy „Piratów z Karaibów”? – spytałam radośnie. Oczy Sasuke
pojaśniały.
- Emm, może… Możesz
jeszcze raz przynieść „Jak wytresować smoka”? – powiedział zawstydzony. Oh, jak
uroczo…
- Pewnie – zaśmiałam
się. Lubiłam z nim rozmawiać, jednak nie mogłam się doczekać, kiedy cokolwiek
sobie przypomni.
~*~
Miniony miesiąc był
paskudny. Nikt mnie nie widział, niektórzy nawet przeze mnie przechodzili.
Jednak dowiedziałem się, że nie mogę odejść od Ni nie dalej niż trzydzieści
metrów. Kiedy przekroczę ten limit, czuję potworny ból, a jakaś siła przyciąga
mnie do mojego ciała. Jednak nie spaja mnie z nim. Przypomina to trochę bycie
na elastycznej smyczy. Czuję się jak jakiś kundel…
Siedziałem obok
Sakury. Od czasu do czasu machałem dłonią przed jej twarzą. Nie
reagowała, jak zwykle. Dobijało mnie to. Chciałem, żeby mnie zauważyła,
zamieniła ze mną słowo. Dlaczego jest to niemożliwe? Wystarczyłaby mi chociaż
sekunda.
Zrezygnowany objąłem
Sakurę. Pewnie tego nie poczuje, ale liczy się gest. Jednak się pomyliłem.
Haruno obróciła głowę w moją stronę. Czyżby mnie zauważyła? Wszystkie nadzieje
we mnie odżyły. Jednak zaraz potem legły w gruzach, gdy zobaczyłem jej
pusty wzrok. Znowu nie wyszło… Cholera.
Zdezorientowana
Sakura z powrotem zwróciła się w stronę swojego rozmówcy. Postanowiłem się nie
poddawać, opuszkami palców pogłaskałem ją po ramieniu. Różowowłosa przejechała
dłonią adorowanej przeze mnie części ciała, zapewne w poszukiwaniu zagubionego
robaka. Nic nie znajdując zmarszczyła czoło, na znak frustracji. Najwidoczniej
grymas na jej twarzy przyciągnął uwagę Ni, ponieważ spytał ją, czy coś się
stało.
- Nie, no co ty? –
Zbyła go, mając przy tym przezabawną minę. Po prostu nie umiałem powstrzymać
śmiechu. – Słyszałeś coś? – To mnie zainteresowało. Czyżby coś się zmieniło?
- Nie, a co miałem
usłyszeć? – Wytężyłem słuch, ciekawy tego, co odpowie Haruno.
-Uhm… Coś w rodzaju
śmiechu? – Spojrzała zawstydzona w bok, jakby nie chciała, aby ktoś wziął ją za
wariatkę. Jednak teraz byłem pewien, że może mnie usłyszeć!
- Sakura, to ja,
Sasuke – wyszeptałem jej do ucha. Dziewczyna nie dostrzegła ruchu warg Ni, więc
zmarszczyła czoło. Nie wiedziała, co się dzieje, ale nieważne. Mogłem coś do
niej powiedzieć. – Kocham cię, pamiętaj o tym.
Dziewczyna
zdezorientowana wstała. Spłoszona rozejrzała się po otoczeniu. Najwyraźniej nie
zobaczyła nic, co przykułoby jej uwagę. Mimo to, niepewnie wyciągnęła rękę do
Ni.
- Um, wiesz… muszę
się już zbierać, także czas wracać do sali. – Widziałem jak na tacy, że
kłamała, jednak Ni nic nie zauważył, tylko podał jej swoją dłoń.
- Sakura nie odchodź!
– krzyknąłem rozpaczliwie. Jednak Haruno tylko jeszcze bardziej się
przestraszyła. Kurwa, to nie tak miało wyglądać! Moja ukochana zaczęła
szybkim krokiem kierować się w stronę szpitala. – Sakura!
Nigdy nie widziałem
jej tak spanikowanej. Nie sądziłem, że aż tak spanikuje. To pewnie było
dla niej zbyt wiele, jeszcze nie otrząsnęła się po wypadku i mojej rzekomej
amnezji… Rozumiałem to, niemniej byłem rozgoryczony. Akurat wtedy, gdy powoli
odzyskiwałem nadzieję, coś musiało pójść się jebać…
Cały czas podążałem
za Sakurą, zostawiając swoje ciało daleko w tyle. Wszystko było dobrze, do
drugiej przecznicy od szpitala… Wtedy to moją głowę przeszył ogromny ból.
Opadłem na kolana i skuliłem się, pragnąc zajmować jak najmniej miejsca.
Powoli, coś zaczęło mnie ściągać w dobrze mi znanym kierunku. Sparaliżowany
ogromem cierpienia, jakie przyszło mi znosić, nie byłem zdolny, do próby
wyrwania się z niewidzialnych macek.
- Sakura! – Po raz
ostatni krzyknąłem. Dostrzegłem jednak, iż dziewczyna odwróciła się na moje
wołanie. Co prawda, była przerażona, ale liczył się fakt, że mnie nie
ignorowała.
Jednak
zanim zdążyłem cokolwiek dodać, macki zatkały mi usta.
~*~
Nie miałam pojęcia,
co się działo. Miałam omamy słuchowe?! Czyżbym zwariowała? W mojej głowie
mnożyło się coraz to więcej i więcej pytań, ale wszystkie pozostawały bez
odpowiedzi.
Zestresowana,
pragnęłam jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu. Zupełnie nie odnajdywałam
się w tej sytuacji, bo i jak? Nie codziennie słyszy się głos w swojej głowie…
Tym bardziej głos „dawnego” Sasuke! Sfrustrowana, złapałam się za głowę. Co to
ma kurwa być?! Miałam nadzieję, że za chwilę z krzaków wyskoczy jakiś człowiek
z kamerą i powie, iż to by tylko słaby żart. Jednakże im bardziej tego
pragnęłam, tym boleśniej rozumiałam nieprawdopodobność tego zdarzenia. Kuźwa
mać!
Byłam dwie przecznice
od szpitala, gdy usłyszałam przeraźliwy krzyk, który okazał się być moim
imieniem. To był skowyt Sasuke. Spanikowana odwróciłam się i rozejrzałam po
okolicy. Nie znalazłam ani Saskue, ani nic, co mogłoby być źródłem takich
odgłosów.
Oszalałam. Żadne inne
wytłumaczenie nie wchodziło w grę. Po prostu postradałam zmysły… No świetnie,
nic, tylko się cieszyć! Może mam jeszcze podskoczyć z radości?
Błądząc wzrokiem po
mijanych przeze mnie szyldach, w końcu zauważyłam coś interesującego.
Mianowicie: sklep nocny. Ochoczo przekroczyłam próg tego przybytku, wybrałam
sobie jakieś tanie whisky, zapłaciłam i równie ochoczo opuściłam pomieszczenie.
Szybkim krokiem
zmierzałam do mojego mieszkania, a po pół godzinie krzyczałam „wróciłam” w
pustkę. Zadowolona usadowiłam się na kanapie i odkręciłam butelkę z trunkiem.
No, to co, łyczek na
uspokojenie? Wypiłam trochę alkoholu, a mój język przyjemnie zapiekł.
- Ahhh… - westchnęłam
z przyjemności. To było to. Wzięłam do ręki telefon i włączyłam jakąś muzykę. Lauren Aqulina zaczęła śpiewać…
You're
alone, you're on your own, so what?
Have you
gone blind?
Have you
forgotten what you have and what is yours?
Te słowa w pewnym
sensie przyniosły mi otuchę. Zaczęłam cicho nucić. Gdyby był tu Sasuke, kazałby
mi przestać wyć. Uśmiechnęłam się do siebie. Z naszej dwójki, to on miał
talent.
Rid of
the monsters inside your head
Put all
your faults to bed
You
can be king again
Obawiam się, że nie
odzyskam tronu bez Sasuke. To on zawsze mnie wspierał, gdy miałam gorszy dzień,
to on był moją koroną… Brakuje mi go. Tak cholernie za nim tęsknię…
There's method in my madness
There's
no logic in your sadness
You don't
gain a single thing from misery.
Ładne słowa… Jednak,
nie ukoiły wszystkich moich wątpliwości. Nadal miałam w głowie głos Sasuke. Czy
to był wytwór mojej psychiki? Nie było innego wytłumaczenia, jednakże nie
chciałam dopuścić do siebie świadomości, że zwariowałam.
Pociągnęłam kolejny
łyk z butelki, aby przestać myśleć o przerażających mnie sprawach. Ta, ucieczka
od problemów to była moja specjalność, od kiedy nie mam wsparcia, w postaci
Sasuke. Nie byłam świadoma, jak bardzo się od niego uzależniłam. Przyprawiało
mnie to o gęsią skórkę.
Następna porcja
alkoholu wylądowała w moim przełyku. Sakura, dość. Nie można się upijać, gdy
coś cię przeraża. Najlepiej, żebyś spróbowała zasnąć… Tym razem postanowiłam
posłuchać swojego wewnętrznego głosu. Udałam się do sypialni i wskoczyłam pod
kołdrę. Wątpiłam, żeby Morfeusz ułaskawił mnie biletem do jego krainy…
Hejka!
Witajcie w rozdziale trzecim i wybaczcie mi, że dodałam go tak późno...
Z tego rozdziału jestem zadowolona do pewnego momentu, ale zbyt długo zwlekałam z dodaniem notki.
Chciałam serdecznie podziękować Tym, którzy jeszcze nie stracili do mnie cierpliwości, jesteście wielcy. <3
To, tyle ode mnie. Mam nadzieję, że się Wam podobało choć troszkę. ^^'
Do czwórki!
Chou xx