piątek, 1 maja 2015

dwa

Na wstępie: zmieniłam nick z Kasumi na Chou (motyl ^^). Może niedługo rozwinę piękne skrzydła, kto wie? :)

Tokio, 10 kwietnia 9:38
                „Ale kim ty jesteś?” Czułam się, jakby miliard osób w mojej głowie krzyczało tę frazę. Nie wiedziałam jak zareagować, co powiedzieć…
                Patrzyłam na twarz, niegdyś przepełnioną miłością, teraz jednak zagubioną. W oczach Sasuke nie dostrzegłam tej iskierki, która zawsze znajdowała się tam, gdy na mnie patrzył. Nie żartował, naprawdę mnie zapomniał.
                Jakim prawem?! Codziennie robiłam dobre rzeczy; pomagałam bezdomnym, wpłacałam pieniądze na domy dziecka, robiłam zakupy mojej schorowanej sąsiadce. Co czyniłam nie tak? Dlaczego wszechświat chciał zabrać mi tę osobę, bez której nie potrafię funkcjonować?!
                Buddo, doradź!
                W końcu uświadomiła sobie, że jeszcze nie udzieliłam odpowiedzi na jego pytanie… Tylko co odrzec? „Hej, nazywam się Sakura, twoja narzeczona, o której niestety zapomniałeś”, a może „no generalnie, jestem kobietą, którą miałeś poślubić za jakiś miesiąc”? Od razu odrzuciłam obie opcje, wydały mi się niezbyt delikatne.
- Ja… - i co dalej?! Już zaczęłam, teraz muszę skończyć. – Jestem Sakura. – Brawo idiotko, to na pewno dużo mu powie. – Twoja… yyy… dobra przyjaciółka! – dokończyłam szybko. W sumie, to nawet nie skłamałam, byliśmy „kumplami”. Jednak myślałam, że wyjawienie mu całej prawdy o naszej relacji tylko go spłoszy. Poza tym, sam czułabym się niezręcznie, po takim wyzwaniu.
- Aha – usłyszałam. No, chociaż tyle. – Wiesz, bo ja cię nie pamiętam. – Chyba wraz z pamięcią wyparowała jego inteligencja…
- Nie domyśliłabym się – mruknęłam, a „Sasuke” spłonął rumieńcem.
MÓJ Uchiha tego nie robił… Cała ta sytuacja przypominała mi łamigłówkę z cyklu „znajdź dziesięć różnic”… Jednak tych rozbieżności było o wiele więcej… Czułam, że właśnie poznałam zupełnie inną osobę, a ja nigdy nie byłam otwarta na nowe znajomości.
- Opowiedz mi o mnie. – Uśmiechnęłam się na niedorzeczność tych słów. Jedyna osoba, która miała pełne prawo spełnić jego prośbę, przestała istnieć. Ta, chodziło o „tamtego” Uchihę…
No, ale co zrobić? Nikt nie wybawi mnie od tej niezręcznej rozmowy… Chociaż, może trzęsienie ziemi dałoby radę? Stop, nie chcemy żadnej katastrofy! Niech sejsmografy mają oczyty w normie. Dobra, czas zmierzyć się z pytaniem.
- Od czego by tu zacząć… Hmm… Może od twojej pracy? W każdym bądź razie jesteś muzykiem, co prawda jeszcze nie popularnym, ale może już niedługo… W swoje utwory przelewasz całego siebie, właśnie dlatego ludzie coraz bardziej cię lubią. Chyba nie ma człowieka, którego nie poruszyłyby twoje rockowe ballady. Kiedy śpiewasz, wydaje się, że cały świat zamilkł, aby cię posłuchać. Przy twoim głosie blednie nawet świergot skowronka. – To zaczęło się robić coraz bardziej osobiste… Chyba trzeba te wyznania ukrócić. Odchrząknęłam. – Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Um… może parę słów o mojej rodzinie?
- Innym razem… - Nie będę na wstępie mówiła mu, że  jest jedynym żyjącym potomkiem rodziny Uchiha. –Chcesz usłyszeć o tym, jak się spotkaliśmy? – Próbowałam zmienić temat. Proszę, niech się uda…
- A jest to jakaś szalona historia? – I kolejny sukces na twoim koncie, Sakura!
- No, można tak powiedzieć… - „Sasuke”  ekscytacją wciąga powietrze, a ja jedynie uśmiecham się nostalgicznie i zostaję porwana przez wspomnienia.
Ciepłe, wakacyjne dni sprzyjają porządkom. Ja, świeżo upieczona absolwentka gimnazjum, wyszłam na balkon z zamiarem umycia go. Tradycyjnie nałożyłam słuchawki na uszy i zabrałam się do pracy. Co prawda, wywijanie mopem szło mi dość opornie, ale coś tam jednak myłam!
Słońce przyjemnie grzało mnie w plecy, a w uszach rozbrzmiewały takty jednych z moich ulubionych piosenek.
Po chwili zupełnie zapomniałam, że miałam sprzątać; mop zamieniał się w mikrofon, gitarę, partnera do tańca… Można by  powiedzieć, że wydobyłam ukryty potencjał przedmiotu zazwyczaj służącego do mycia podłóg. Zabawa była przednia, krótko mówiąc.
Wyginałam się w rytm muzyki jednocześnie idąc do tyłu. Jakież było moje zdziwienie, gdy na swej drodze napotkałam balustradę. Pff… Tak błaha sprawa jest niczym, dla niezwyciężonej Sakury Haruno; fiknęłam koziołka i w zawrotnym tempie zmierzałam w kierunku ziemi.
Byłam dopiero w połowie przeraźliwego krzyku „pomocy”, gdy silne ramiona uchroniły mnie przed, bynajmniej, nieprzyjemnym spotkaniem.
- Nie codziennie  łapię się dziewczynę spadającą z nieba. A może ty nie pochodzisz z Ziemi? – usłyszałam ciepły, lekko chrapliwy głos, tuż przy swoim uchu. Szybko uwolniłam się z mocnego uścisku, obróciłam się i zobaczyłam znajomego mi chłopaka. Niestety, za Chiny nie potrafiłam powiedzieć skąd go kojarzę, może chodziliśmy do tego samego gimnazjum?
- Ja przybywać w pokoju. – Wysiliłam się na żart. W odpowiedzi dostałam zawadiacki uśmiech.
- Ja, – tu wskazał na siebie, - Sasuke. Ty?
- Sakura.
W tym to właśnie momencie moi rodzice, zaniepokojeni moim wrzaskiem, wyszli na ganek, a usłyszawszy o całej tej historii, zaprosili mojego wybawcę na obiad. No, a potem na kolejny. I następny…
Wspomnienia oddały mnie nie żądając okupu.
Wyrwałam się z transu i szybko dokończyłam. –W liceum trafiliśmy do jednej klasy. Okazało się też, że mamy wspólnych znajomych.
Uff… Już skończyłam. Niech tylko „Sasuke” nie zadaje krępujących pytań, proszę…
- Mam jakąś dziew… - Jego wypowiedź przerwał dzwonek mojego telefonu. Dzięki ci, wszechświecie!
- Przepraszam na momencik – rzuciłam i uciekłam z Sali. Na wyświetlaczu widniał numer Naruto. No tak, jego godzina już minęła.
- Spóźnisz się, prawda? – Porzuciłam tradycyjne „dzień dobry” na rzecz ataku.
- No i tu czeka cię niespodzianka! – Usłyszałam wesoły głos. – Już jestem na miejscu, ale recepcjonistka nie chce mnie puścić.
- Podałeś nazwisko Sasuke? A moje?
- No, ale nadal mi nie powiedziała, w której sali leży Uchiha. Ona tylko chichocze i robi coś dziwnego z oczami. – Jego załamany głos wywołał u mnie rozbawienie.
- To się nazywa trzepotanie rzęsami, a ty najzwyczajniej w świecie się jej spodobałeś. Dobra, ja, rycerz na białym koniu, nadchodzę! Trzymaj się damo mego serca! – powiedziałam jak najbardziej wyniośle.
- Oh, dzielny panie, przybywaj! – Naruto wszedł w rolę damy w opałach.
Rozłączyłam się i pognałam do recepcji. Tam zastałam blondyna i mizdrzącą się do niego kobietę. Cóż za zabawny widok. Chętnie bym popatrzyła i porobiła zdjęcia, ale mężczyzna mnie zauważył, a co za tym idzie pognał do mnie w popłochu. Na dodatek jeszcze schował się za moimi plecami! Dureń.
- To ja już zabiorę mojego przyjaciela – powiedziałam gromiąc recepcjonistkę wzrokiem, a następnie pociągnęłam blondyna za sobą.
Gdy w końcu znaleźliśmy się na odpowiednim oddziale, puściłam rękaw, za który ciągnęłam Uzumakiego.
- Mamy poważnie do pogadania, panie prezesie – rozpoczęłam złowieszczo.
~*~
Gdy już myślałem, że zostanę wciągnięty przez czarną dziurę, ta po prostu mnie wypluła… Uff, na szczęście nie będę cierpiał… Poczułem słodki smak ulgi.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, białe ściany przytłaczały mnie. Czułem się osaczony i zamknięty…
Nagle za plecami usłyszałem płaczliwy, damski głos. Szybko zapragnąłem się odwrócić, a już po chwili stałem twarzą w kierunku, z którego dochodził dźwięk.
Chyba powoli zaczynam rozumieć, o co chodzi… Muszę tylko chcieć!
Okazało się, że to był głos Sakury, która ledwie powstrzymywała się od płaczu. Nachylała się ona nad moim ciałem, które… siedziało?! No i było w pełni świadome swojego otoczenia! Co się dzieje?
Właśnie w tym momencie uświadomiłem sobie, co się stało, co zrobiłem. Tamta czarna dziura miała mnie połączyć z moim ciałem, a ja… nie chciałem. Nie mogę już cieszyć się dotykiem Sakury…
Coś zaczęło rozrywać mnie od środka, nie znikało. To było brzemię mojego wyboru. Czułem się jakby przygniótł mnie co najmniej kilkutonowy głaz. Czy tak cholernie ciężko było Atlasowi, który musiał dźwigać na swoich barkach Ziemię?
Jeszcze raz zerknąłem w stronę mojego ciała, zazdroszcząc mu bliskości Sakury.
Chciałem stąd uciec, znaleźć się możliwie jak najdalej od tego miejsca.
Ułamek sekundy później stałem na korytarzu. Poczułem chwilowy przypływ zadowolenia, idzie mi to coraz lepiej. Popatrzyłem z utęsknieniem w przeszkloną ścianę, przez którą widziałem różowe włosy Sakury i… znów znalazłem się w sali. Moment, co?! Ehh… chyba moja potrzeba bliskości przewyższa żal i zazdrość.
Z braku lepszego zajęcia zacząłem podsłuchiwać rozmowę Sakury i mojego ciała.
Tak swoją drogą, to mógłbym mu wymyślić jakie imię, bo tak głupio ciągle mówić o nim „ciało”… o, wiem! Ni! Idealne.
Tak więc, Ni chyba nie posiadł moich wspomnień. Nieprzyjemnie… Sakura wyglądała, jakby ktoś sprzedał jej kopa w brzuch. Przez chwilę biła się z myślami i w końcu jąkając się zaczęła mówić.
Chwila, chwila! Co ona wyprawia?! Ma pierścionek zaręczynowy na palcu i nazywa nas „kolegami”? To chyba jakieś kpiny! Cały aż kipiałem ze złości. Jednak… po dłuższym namyśle przyznałem jej rację; gdyby mu wszystko, tak na dzień dobry, powiedziała, to Ni pewnie by się speszył, czy coś… W sumie, to nie wiem, co zrobiłoby moje ciało, bo tak naprawdę go nie znam… Trochę mnie to przeraża.
Haruno, bardziej lub mniej zgrabnie, obeszła temat mojej rodziny i zarzuciła przynętę z etykietką „jak się poznaliśmy”. Ni, jak ten nowicjusz, połknął haczyk.
Uśmiechnąłem się, gdy różowa przywołała wspomnienia. Pamiętam, jak byłem wtedy zszokowany. Przecież nieczęsto ratujesz dziewczynę przed zderzeniem z ziemią! Przypomniałem sobie ten przyjemny ciężar jej ciała… Eh, ile bym dał, by móc przeżyć to jeszcze raz. Niestety, podróże w czasie nadal pozostają dla ludzkości mitem, więc na razie musiałem sobie darować sobie darować tę zachciankę.
Gdy Ni przeszedł do pytania o dziewczynę, zabrzęczał telefon Sakury. Kurczę, a chciałem zobaczyć, jak się z tego wywinie…
Różowa wyszła z Sali, Budda wie gdzie. Szkoda… Chciałem się jeszcze napawać jej „obecnością”. Oczywiście mogłem spróbować pójść za nią, ale po co? Musiałem „pogłębić” moje relacje z Ni.
Zapragnąłem znaleźć się obok mojego ciał i hyc, już miałem je na wyciągnięcie ręki.  Siłą woli uniosłem dłoń i „dotknąłem” Ni… Nic się nie stało.
Cholera, miała się pojawić ta czarna dziura i mnie połknąć. Kurwa mać! To powinno było się udać!
Nagromadziła się we mnie złość. Ja pierdole, ten wszechświat jest wkurwiający… Bo przecież nic nie może iść po mojej myśli, po co?! Kurwa!
Nagle, coś we mnie pękło. Zacząłem wrzeszczeć i się miotać. Szarpałem swoje włosy tak, jakbym chciał je wyrwać. Cały drżałem, stałem się agresywny.
Usłyszałem huk. To okno pękło na dwie części. Skamieniałem. Czy to ja? Jak to się stało?! Przecież jestem niewidoczny, więc czemu mógłbym oddziaływać na martwe przedmioty?
Już nic nie rozumiałem, to wszystko wydawało mi się zbyt popieprzone, jak dla mnie. Tak naprawdę, wiedziałem jedynie, że nie stanę na ślubnym kobiercu w ustalonym terminie… Jebany los.
~*~
- Zrozumiałeś wszystko? – zapytałam, gdy skończyłam swój wyczerpujący monolog.
- Czekaj, czekaj. Ty właśnie powiedziałaś swojemu niedoszłemu mężowi, że jest wolny? Czy ty do reszty zgłupiałaś?
- Morda w kubeł, durniu – warknęłam. Wiem, że zatajenie zaręczyn było głupie, ale trudno, jestem mistrzynią bezsensownych poczynań. Niech Uzumaki pilnuje własnej dupy, moja na razie ma się lepiej niż powinna…
Rozdrażniona obróciłam się na pięcie i ruszyłam do Sali. Usłyszałam huk dochodzący z kierunku, w którym zmierzałam. Co do cholery?
Przyspieszyłam kroku, by już po chwili zobaczyć  pęknięte szyby. Sasuke zszokowany siedział na łóżku.
- Co się stało? Spytałam zasapana. – Ktoś rzucił kamieniem?
- No właśnie nie wiem.
- Chyba się przesłyszałam. Mógłbyś powtórzyć? – Dezorientacja zawładnęła moim spojrzeniem.
- Szkło po prostu… pękło. Samo. – Co?! Czy on myślał, że uwierzę w taką wersję, godną sześcioletniego brzdąca? Pff…
Dobra, nie wnikam. Czasem lepiej wiedzieć mniej, żeby lepiej spać po nocach. Tak, czy siak, trzeba to będzie zgłosić.
- Zaraz wracam, nie ucieknij przypadkiem. – Po raz kolejny tego dnia odwróciłam się na pięcie, a zaraz potem zniknęłam.
Szybko znalazłam lekarza i zgłosiłam szkodę. Mężczyzna patrzył się na mnie jak na idiotkę, gdy wyjawiałam przyczyny całej tej sytuacji.
Znowu poczułam się jak dziecko, kiedy spoczywał na mnie jego pobłażliwy wzrok spoczywał na mnie. No kurwa, już wyrosłam z wieku, w którym trzeba traktować mnie jak głupią.
Gdy zadość uczyniłam wszystkim formalnościom, a mój portfel wyszczuplał o dziesięć tysięcy jenów, zła i zdenerwowana udałam się na poszukiwanie schodków ewakuacyjnych. Po drodze, dzięki bogom, nie spotkałam Naruto, więc obyło się bez tłumaczeń.
Kiedy w końcu dotarłam do celu mojej podróży, wyszłam na zewnątrz i wyciągnęłam paczkę papierosów.
Wzięłam do ręki jednego skrytobójcę i odpaliłam go. Cholera, nienawidziłam tego świństwa Durny Sai, wciągnął mnie w nałóg. Dym wypełnił moje płuca, a ja nadal myślałam o moim uzależnieniu. Ha, miałam rzucić fajki do ślubu, nie wyszło…
Gdy w dłoni został mi tylko filtr, wyrzuciłam go i wróciłam do sali, z której nie tak dawno wyszłam. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam Naruto i Sasuke rozmawiających jak „dawniej”. Podsunęłam sobie taborecik i słuchałam o czym rozprawiają.
- Ej, Sakurcia – zagaił Naruto.  – Pamiętasz, jak Sasuke cię po pijaku podrywał?
Ze wszystkich zabawnych chwil, on wybrał akurat tę? Cudownie.
- Taa… Dostałam mleczyka, jakbym była Sidem z „Epoki Lodowcowej” – prychnęłam. – Jeszcze stwierdził, że to ostatni w sezonie…
- Serio? – Oczy Sasuke aż świeciły. No tak, w końcu miał to, czego chciał – swoje wspomnienia. Trzeba by sprostować tę sprawę…
- No… - Ubiegł mnie Naruto. – Sakurcia nosiła wtedy aparat ortodontyczny i sepleniła zupełnie, jak ten leniwiec! – Uzumaki bawił się w najlepsze.
- Nie mam pojęcia, kim jest Sid… Oświeci mnie ktoś? – zamruczał Sasuke. Nie pamięta tego? Szkoda, jest chyba troszkę gorzej, niż myślałam.
- To bajka, jak chcesz, to przyniosę Ci jutro płytę DVD. Tutaj masz telewizor i odtwarzacz – zaproponowałam.
- Tak! – rozemocjonował się Sasuke. Eh, jest jak dziecko… Tak w sumie, to jest całkiem… urocze. Aaa! Sakura, ogarnij. Nie przyzwyczajaj się, bo jak mu wróci pamięć, to Uchiha taki nie będzie!
- Sakurcia! – Z rozmyślań wyrwał mnie głos Naruto. – Jak to było, z tą imprezą w pustostanie?
- Mówisz o dwudziestych pierwszych urodzinach Tenten?
- No! Było super! Tylko musieliśmy szybko się zwijać, policja przyjechała…
Około siedemnastej zaczęłam odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia; nie kontaktowałam zbytnio, trudno mi było utrzymać się w pionie, oczy same mi się zamykały… Wtedy to, właśnie Naruto zaproponował, że odstawi mnie do domu. Oczywiście, nie zgodziłam się, chciałam jeszcze posiedzieć przy Sasuke.
Mimo mojej odmowy, zostałam wręcz siłą wpakowana do samochodu.
- Ej! Nie traktuj mnie jak rzecz, przecież mówiłam, że chciałam tam zostać! – Zacisnęłam ręce w pięści i wycelowałam w blondyna. Jednak zmęczenie zrobiło swoje, mój cios minął się z celem, o jakieś dziesięć centymetrów. Uzumaki popatrzył na mnie z kpiną.
- Zasypiałaś na siedząco – uciął blondyn.
Zamknęłam się, zrobiłam naburmuszoną minę i trwałam tak przez resztę podróży, która szczególnie długa nie była. Gdy dojechaliśmy na miejsce, nikt nie śmiał się odezwać.
- No to cześć! – Przerwałam milczenie po dłuższej chwili, jednocześnie zbierając się do opuszczenia pojazdu. Nagle poczułam, jak Naruto łapie mój nadgarstek.
- Sakura… - Oho, coś się szykuje, w końcu zrezygnował z irytującego zdrobnienia mojego imienia. – Jakbyś sobie nie radziła z obecną sytuacją, to wiesz gdzie dzwonić.
Świetnie, nagle włączył mu się tryb Matki Teresy. Należy mu się nagroda za tak wspaniały refleks, kuźwa!
- Taa… Zapamiętam, ale nie będziesz miał okazji pocieszania mnie. Wszystko w porządku, przecież na pewno czeka nas szczęśliwe zakończenie, nieprawdaż? – Na takiego nieuleczalnego optymistę, moja wypowiedź z pewnością zadziała. Udało się. Blondyn cały opromieniał, jednak w jego oczach nadal kryło się zmartwienie.
- Okej, ale pamiętaj, nie ważne, która będzie godzina, jeśli coś się dzieje, dzwoń.
- Tak, tak – rzuciłam i wyskoczyłam z auta. Podążyłam do drzwi klatki schodowej i pomachałam na odchodne. Dopiero, gdy weszłam już do wnętrza bloku, Uzumaki odjechał. Eh, zbytnio się o mnie martwi.
Po piętnastu minutach dowlokłam się po schodach na piąte piętro. Zachciało mi się mieszkać w budynku bez windy… Ledwo zipiąc otworzyłam drzwi i wgramoliłam się do przedpokoju.
- Wróciłam! – krzyknęłam w pustkę. Sama nie wiem, czemu to robię, już dawno nie mieszkam z matką… Cóż, czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci.
Powolnym krokiem udałam się do kuchni, a tam zaczęłam grzebać w szafkach w poszukiwaniu olejku melisowego. Nagle mignęło mi przed oczami tokkuri. Miałam w domu sake i nawet o tym nie wiedziałam? Tak w sumie, to alkohol zadziała lepiej, niż jakaś tam melisa, co nie? Szybko odszukałam butelkę i wzięłam ją ze sobą do salonu, przy okazji zgarniając ochoko.
Rozsiadłam się na kanapie. Przywodziła ona tyle wspomnień… Chociażby obrazek śpiącego Sasuke. Potem cały miesiąc się śmiałam, że jest on bardzo podobny do pandy. Był wtedy taki uroczy! No, może poza tym, że okropnie się ślinił…
Z delikatnym uśmiechem na twarzy nalałam sake do ochoko i upiłam łyk alkoholu. Moje kubki smakowe były zachwycone. Kolejny łyk, i jeszcze kolejny. Sake szybko się skończyło, co stwierdziłam odwracając tokkuri do góry dnem.
Niezadowolona wstałam i udałam się do sypialni, w której to rzuciłam się na łóżko.
Mój pijany umysł wkroczył na ścieżkę rozmyślań. Zastanawiałam się, czy może amnezja Sasuke jest znakiem od bogów… Jeśli tak, to o co im chodzi? Byłam złą osobą? A może to on nie był do końca czysty? Od razu skreśliłam tę opcję, Uchiha może i nie zachowywał się jak mnich, ale w gruncie rzeczy, był dobrym człowiekiem…
Tak więc, dlaczego? Z jakiego powodu dzieje się to wszystko?
Jednak najbardziej zadziwiające jest to, że dopiero teraz zaczęłam doceniać wszystkie drobne gesty, którymi obdarowywał mnie Sasuke…
Dlaczego człowiek jest tak głupią jednostką? Nie potrafi cieszyć się z tego co ma, a żeby zrozumieć wagę wszystkiego, co posiada, musi to stracić… Jednak czasem tak trudno odzyskać coś cennego, a jest to wręcz niemożliwe…
Zmęczona głębią przemyśleń, zasnęłam, rezygnując z tradycyjnego liczenia owiec.


Ni - jap. dwa.
Tokkuri - niewielki dzbanek, w którym przechowuje się sake.
Ochoko - prosty, cylindryczny kubek o niewielkich rozmiarach, służący do picia sake.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie!
Chciałabym Was przeprosić za cztery miesiące bez rozdziału, jednak nie miałam wpływu na zupełny brak wolnego czasu. Ostatnio w moim życiu harcerskim dużo się dzieje, co owocuje mniejszym zasobem cennych godzin, ale codziennie staram się naskrobać choć trochę. Mam nadzieję, że się nie gniewacie. :)
Może nie zauważyliście, ale ten rozdział jest o wiele dłuższy. Pisanie takiej ilości tekstu było dla mnie prawdziwym wyzwaniem, ale nadal nie uzyskałam takiej ilości, która rozpierałaby mnie dumą.
Muszę Was również przeprosić za jakość tego tekstu. Sakura mi zupełnie nie wyszła. Naruto też kuleje... Nie podoba mi się, ale nie chciałam kazać Wam dłużej czekać. Oczywiście rozdział jest niesprawdzony, więc jak tylko zauważycie błędy, to nie bądźcie wobec nich obojętni.
Dziękuję Nanase, za pomoc w znalezieniu życiowego motta. "Słońce to dziwka, nie słuchaj go". Uwielbiam <3
Poza tym, ktoś kiedyś wspomniał, że recepcjonistka jest jego ulubioną postacią, więc uwzględniłam ją i w tym rozdziale. ^^

Sasame Ka: Sasuke przeżywa TYLKO dobre melanże ;) No i przepraszam, za zepsucie Sakury. :c

Następny rozdział zamierzam dodać do końca czerwca. Mam nadzieję, że mi to wyjdzie. :)

Do trójki,
Chou xx

3 komentarze:

  1. No ładnie się porobiło.
    Śmieszy mnie troszkę ta sytuacja z Sasuke i nazwanie swojego ciała 'Ni" XD Wgl... to trochę dziwnie tak patrzeć na swoje ciało z oddali, jeszcze rozumiem jakby było martwe, ale ono normalnie funkcjonuje. To nie jest normalne. XDD
    Troszkę szkoda mi Sakury, w końcu przecież Sasuke to jej(a może już był?) narzeczony. Mimo wszystko i tak powinna mu powiedzieć prawdę, choć nie na pierwszy ogień, bo mam wrażenie, że Sasuke to takie... dziecko w ciele dorosłego. Tak z jednym wypadkiem straciła wszystko co budowali razem. A "Sasuke" się tylko temu przygląda.
    Uzumaki tak słodko się o nią troszczy, dobry z niego kumpel (Y). Nie mam nic przeciwko NaruSaku, jak coś XDDDDD

    Życzę weny i pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hah. Ja być zdziwiona ze dopiero teraz przeczytałam rozdział drugi.
    Ja być niezwykle zadowolona z tego rozdziału. :D
    Nie żeby coś, ale Sakura to tez inteligencją się nie popisała i zamiast przyznać się do ich narzeczeństwa, wmawia mu, ze są przyjaciółmi...
    I ta historia z mleczykiem... Miazga. :3
    Nie mogę sie doczekać, jak rozwinie sie ta sytuacja... Daj znać, gdy wstawisz następny rozdział!
    Pozdrawiam i życzę dużo weny! :>

    [twoj-swiat-moim-swiatem]

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie się zapowiada i mam nadzieję, że nie zapomnisz o tym blogu. Naprawdę chciałabym się dowiedzieć jak ta historia się potoczy :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics